fbpx
Lifestyle,  Z życia wzięte

Takie tam :D

Na wstępie chciałabym tylko powiedzieć, że powyższe zdjęcie jest najlepszym sarenkowym zdjęciem jakie do tej pory zrobiłam 😀 Sarna w locie!
Mam jeszcze takie, dopiero po dokładnym przyjrzeniu się zauważyłam, że jednak udało mi się złapać sarnę 🙂 Widzicie?

 

 

No więc, jak widać byłam na spacerze 🙂 Z aparatem oczywiście 😀 Spójrzcie co udało mi się ‚upolować’.
Niedaleko jest taki dziki stawek. Zwykle to wszystko co widzicie na zdjęciu poniżej jest całkowicie pod wodą.

 

Woda zeszła, a sarny najwyraźniej wydeptały sobie drużkę 🙂

 

 

 

 

Na tyłach stawu, tam gdzie zwykle absolutnie nie da się dojść, stoi ogromne stare drzewo, ma pewnie z dwa metry w obwodzie 🙂 Kiedyś próbowaliśmy się na nie wspiąć, pamiętam, że młodszej kuzynce się udało i to tak skutecznie, że nie potrafiła zejść 😛 Wiadomo, że wszystko wygląda z góry zupełnie inaczej 😉 Drzewo kilka lat temu połamało się podczas burzy, z bliska robi ogromne wrażenie, zdjęcia nie oddają tych rozmiarów!

 

 

 

Tak, żeby Wam podsunąć jakąś skalę – ta wielka gałąź opierająca się poziomo o pień… nie mogłam dosięgnąć do niej ręką 🙂

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tymi grzybkami się po prostu zachwyciłam 😀 nie to, żebym miała jakieś skłonności do grzybków… 😛 po prostu skojarzyły mi się z wróżkami, jakbym przyglądając się mogła je zobaczyć gdzieś tam schowane pod kapeluszami ;)) odzywają się wspomnienia z dzieciństwa, miałam bardzo bujną wyobraźnię 😛

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Może pamiętacie, że zaczęłam w tym roku podyplomówkę z plastyki, muzyki i WOKu. Pochwalę się jak mi wyszła  „martwa natura” na zajęciach 😛
Na razie było rysowanie węglem i ołówkami.

 

 

Świetnie się bawiłam 😀 cały dzień plastyki zleciał naprawdę szybko 🙂

 

 

 

Na szczęście przypadkowo ubrałam się na czarno! 😛

 

Natomiast na zajęciach z muzyki uczymy się gry na flażolecie (flecik polski lub irlandzki) 🙂 Grałam kiedyś na flecie prostym w szkole i bardzo miło to wszystko wspominam 🙂 zawsze grałyśmy na wszelkich przedstawieniach i innych takich, więc z przyjemnością zabrałam się teraz za flażolet. Do głowy wpadł mi głupi pomysł, żeby znaleźć kilkoro chętnych uczniów i nauczyć ich paru kolęd na jasełka. Pomysł tak się spodobał, że nagle stałam się opiekunem małego zespołu flecistów 😛 ja, która dopiero co zaczynam i nawet jeszcze nut za bardzo nie znam ;P na szczęście nauczyć się grać na flażolecie jest naprawdę łatwo, właściwie to nawet nie trzeba znać nut – wystarczą ilustracje pokazujące liczbę zakrywanych otworów flecika i można grać, tylko kwestia wprawy 🙂 Oby się udało!
 W każdym razie po tym jak przestałam wreszcie pracować w technikum mam bardzo fajne, luźne czwartki i piątki. WRESZCIE mam czas, żeby znowu sobie poczytać 🙂 Ostatnio kupiłam „nową” powieść Agathy Christie, a właściwie coś co udaje kryminał Agathy Christie – jakaś znana autorka kryminałów (której ja akurat nie znam) dogadała się z rodziną Christie i napisała kolejną historię o sławnym detektywie Herculesie Poirot 🙂 Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam co o tym myśleć…. Jednak po przeczytaniu dokładnie połowy stwierdzam co następuje: oprócz nazwiska ma to niewiele wspólnego z Poirotem, jakoś tak nie udało się uchwycić jego charakteru z kryminałów Christie. Mimo to książka wciąga i czyta się coraz ciekawiej 🙂 Jeśli nie mieliście nigdy do czynienia z Poirot albo nie jesteście bardzo drobiazgowi to polecam ;P Natomiast zagorzali fani chyba lepiej niech sobie tą książkę odpuszczą, mogliby się rozczarować;)
Oddalę się już przeczytać kolejny rozdział z herbatką i pierniczkami 🙂

Pozdrawiam!

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *